Dzikość trzeba jakoś opanować. Nawykowo uznajemy, że nasze ciało nie jest od nas mądrzejsze i że to my wiemy, co jest dobre. Nasza kontrola nad cielesnością wydaje nam się zatem czymś oczywistym i niezbędnym. Rzadko potrafimy zawierzyć ciału, gdyż nasze kontrolujące wszystko „ja” z zasady wie lepiej. Nie ma tu miejsca na dzikość.
Ten bagaż różnorodnych wyobrażeń o cielesności i dzikości przynieśli również ze sobą uczestnicy warsztatu Wojciecha Eichelbergera „Ciało jako dzika przyroda”, który odbył się 06.11.2011 w Kinoteatrze Rialto w Katowicach w ramach V Festiwalu Kultury Ekologicznej „Zielono mi!”. Trzygodzinne zajęcia cieszyły się sporym zainteresowaniem – uczestniczyło w nich ponad 50 osób, czyli więcej niż początkowo przewidywali organizatorzy.
Warsztat rozpoczęła seria krótkich ćwiczeń, dzięki którym uczestnicy mogli rozładować napięcia nagromadzone w ich ciałach. Tego typu praca z ciałem jest szczególnie ważna, gdyż w codziennym życiu coraz częściej i silniej doświadczamy stresu związanego z prowadzonym stylem życia. Rozluźnienie zwykle napiętych mięśni umożliwiło otwarcie się na często ignorowane doznania płynące z ciała.
Kolejną propozycją była praca w parach. Zadaniem pierwszej osoby w parze było wejście w rolę Ciała drugiej osoby i opowiedzenie o swoich potrzebach. Partner w parze po wysłuchaniu swego Ciała mógł mu podziękować, przeprosić je i poprosić o coś, po czym następowała zamiana ról. Ćwiczenie to wielu osobom pozwoliło uzmysłowić sobie presję, jakiej sami siebie poddają. To dobry moment na dokonanie swoistego rachunku sumienia. Dla niektórych była to też okazja do uświadomienia sobie własnych potrzeb i pragnień, których istnienia nawet nie podejrzewali. Na co dzień wiele z nich – potrzeba dłuższego wypoczynku czy spontanicznego okazywania czułości – częstokroć nie jest nawet dopuszczanych do świadomości przez kontrolujące „ja”, któremu zależy, abyśmy zachowywali się w określony sposób. Ćwiczenie dało też możliwość poznania innej – zazwyczaj obcej – osoby, korzystając w większej mierze ze zmysłów, uważnego spostrzegania i intuicji niż z często nadużywanego intelektu. W omówieniu uczestnicy podkreślali, że diagnozy dotyczące potrzeb partnera z pary stawały się zaskakująco trafne i bardzo specyficzne wówczas, gdy wychodzili oni poza utarte slogany, a zaczynali uważnie obserwować i kierować się intuicją.
Pojawiły się również refleksje, że doświadczenie słuchania o swoim ciele i wypowiadania się w imieniu czyjegoś, stało się zarazem doświadczeniem przekraczania granicy, ustanawianej zwyczajowo w kontaktach interpersonalnych. Wejście w rolę Ciała dało niemalże możliwość doświadczenia jedności z drugą osobą. Na poziomie ciała i instynktów, gdzie „ja” przestaje mieć takie znaczenie, nie ma również tak wyraźnych i ostro zarysowanych granic, nie ma odrębności.
Doświadczanie jedności pogłębione zostało przez kolejne ćwiczenie. Odbyło się ono w parach i składało z dwóch etapów. W pierwszym etapie obie osoby wskazywały na siebie, mówiąc „to jestem ja”, a następnie na partnera, mówiąc „to jesteś ty”. W drugim etapie wskazywały na siebie, mówiąc „to jesteś ty” i na partnera, mówiąc „to jestem ja”. Wielokrotne powtarzanie tych słów dawało wręcz efekt transu, w którym mocno zacierała się granica między „ty” a „ja”, między tym, co wewnętrzne, a tym, co zewnętrzne. To doświadczenie szczególnie istotne w kontekście naszej relacji z dziką przyrodą. Okazuje się bowiem, że w rzeczywistości nie ma podziału na nas i przyrodę, na tego, kto chroni i to, co należy chronić.