LifeFree.pl

Pieniądze i motywacja wewnętrzna

Bycie trenerem to naprawdę dobry fach. Część osób wchodzi do branży, ponieważ najzwyczajniej lubi pracować z ludźmi, dzielić się sobą, swoim doświadczeniem, umiejętnościami i wiedzą.
Ryszard Kulik, fot. Katarzyna Czajkowska
Ryszard Kulik, fot. Katarzyna Czajkowska

Nawiązywanie osobistych relacji przy okazji prowadzenia warsztatów i treningów też stanowi niemałą nagrodę za trudy pracy z grupami. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze pieniądze, które – w porównaniu z innymi zawodami – nie są wcale małe. Dobry trener potrafi zarobić za dzień szkoleniowy od kilkuset złotych do kilku tysięcy. Najbardziej charyzmatyczni, biznesowi trenerzy potrafią te kwoty pomnożyć wielokrotnie.

Z powodu możliwości zarabiania przyzwoitych pieniędzy bycie trenerem jest atrakcyjną propozycją dla wielu osób. Wyobraź sobie zawód, który przynosi uznanie i prestiż, pozwala na twórczą aktywność, daje poczucie niezależności i jednocześnie gwarantuje wysokie dochody. Żyć, nie umierać.

A jednak ta sielanka ma swoją ciemną stronę. Przyzwyczajeni jesteśmy do myślenia, że zarabianie dużych pieniędzy pozwala wykonywać pracę z tym większym zaangażowaniem i satysfakcją. Niestety jest wręcz odwrotnie. W psychologii mechanizm ten nosi nazwę efektu nadmiernego uzasadnienia.

Wyobraź sobie, że lubisz coś robić. Sprawia ci prawdziwą przyjemność kontaktowanie się z ludźmi, rozmawianie z nimi, wspólne rozwiązywanie problemów lub towarzyszenie innym w ich rozwoju. Robisz to wszystko, bo odczuwasz wewnętrzną satysfakcję. Ona zaś napędzana jest przez motywację wewnętrzną – głębokie przekonanie, że to, co robisz ma sens i jest źródłem przyjemności. Jeśli ktoś zapyta, dlaczego to robisz, bez zastanowienia odpowiesz – bo to lubię. W momencie, gdy twoja praca zostaje wynagrodzona dużą suma pieniędzy i dzieje się tak dłuższy czas, coś szczególnego zaczyna dziać się z motywacją wewnętrzną. Uzasadnienie „robię to bo lubię” zostaje zastąpione przez zewnętrzne uzasadnienie „robię to, bo dostaję duże pieniądze”. Gdy pieniądze nie są zbyt duże, co oznacza, że subiektywnie masz poczucie, że powinieneś dostać więcej, to pojawia się dysonans poznawczy: dlaczego ja to robię? Chyba nie dla pieniędzy, bo te nie są imponujące. Robię to, bo po prostu to lubię. Jeśli zatem zewnętrzne uzasadnienie nie jest wystarczające, to motywacja wewnętrzna może być utrzymana na stosunkowo wysokim poziomie. Gdy zewnętrzne uzasadnienie staje się dominujące (tak, jak w przypadku wysokiej gratyfikacji finansowej), to motywacja wewnętrzna zostaje zastąpiona przez zewnętrzną. Dysonans poznawczy zostaje zredukowany przez nadmierne zewnętrzne uzasadnienie. Jeśli pieniądze płyną niezmiennym strumieniem, to oczywiście można cały czas dobrze wykonywać swoją pracę, choć napęd do jej wykonywania ma inne źródło – zewnętrzne. To zaś oznacza, że wewnętrzna satysfakcja ulatnia się bezpowrotnie jak piękno więdnącej róży. To prawdziwy dramat dla tych, którzy na początku lubili swoją pracę, a następnie zaczęli otrzymywać za jej wykonywanie duże pieniądze.

Gdy ktoś zastąpił motywację wewnętrzną tą zewnętrzną, będzie miał spory kłopot z wykonywaniem swojej pracy w przypadku, gdy pieniądze nie będą już takie duże. Wtedy istnieje rzeczywista groźba, że praca nie będzie wykonana w najlepszy możliwy sposób.  

 

Holistyczna Szkoła Trenerów

Tagi

Ludzie

Ryszard Kulik

Ryszard Kulik

Trener
doktor psychologii, trener rekomendowany przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne (rekomendacja II st.) Od 26 lat zaangażowany w prowadzenie grup w ramach edukacji psychologicznej i ekologicznej.

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Seks i ból. Fragment książki „Uniesienie spódnicy” (część 3)

Seks i ból. Fragment książki „Uniesienie spódnicy” (część 3)

Recenzje
piątek, 17 lipca 2020, 07:52
„W bólu rodzić będziesz” – kto nie słyszał tych słów? Nie trzeba być katoliczką, żeby je znać. Gdy jedna z moich rozmówczyń nie czuła porodowego bólu, przeraziła się, że coś się dzieje nie tak i zaczęła się zastanawiać, jak ona ma urodzić...

Zobacz również